dzień 6. … CHŁOPAKI PŁACZĄ / MIANUJOM MIE HANKA

„No chyba się nie popłaczesz?!”

Zosia Curyło

Toksyczna męskość jest to pojęcie wciąż stosunkowo młode, budzące w naszym społeczeństwie sporo kontrowersji, a mimo że prawdopodobnie wszystkim już kiedyś zdarzyło się obić o ideę tego problemu, wybicie się z bańki, do jakiej społeczeństwo wpycha mężczyzn, jest czymś niewątpliwie trudnym oraz wymagającym dużo siły i odwagi.

Spektakl zaczyna się rozmową dwóch mężczyzn, którzy zauważają u siebie nawzajem łzy na policzkach, których oboje nerwowo się wypierają. Ostatecznie zwalają winę na krople z „męskiego basenu”, na który przychodzą co tydzień.  Jest to pierwsza z wielu metafor przewijających się przez cały spektakl. Właśnie znad basenu obserwujemy zmagania mężczyzn z tym, co mówią i tym, co naprawdę myślą.

Spektakl zaczyna się humorystycznie, w pewnym stopniu przerysowane postacie i ich początkowo błahe rozterki i sprzeczki, trafiają bez dwóch zdań do właściwej widowni, gdyż z sali można usłyszeć falę ciągłego śmiechu.

Jednak już po chwili salwa śmiechu znika, gdy postacie zaczynają opowiadać nam swoje poruszające historie życiowe, które bezpowrotnie zmieniają wydźwięk spektaklu.

Problemy które opisują, wynikające z norm, jakie zaszczepiło w nich społeczeństwo, obejmują każdy aspekt ich życia, co w połączeniu z tak, a nie inaczej dobranymi postaciami, mianowicie sześcioma przypadkowymi mężczyznami z basenu, ukazuje nam uniwersalność problemu, i to jak toksyczna męskość jest nieodłączną częścią życia każdego faceta.

Aktorzy przedstawiają nam druzgocące skutki spychania emocji na boczny plan, na tak zwaną „kupkę rzeczy na później”, i to jak prędzej czy później te, skumulowane, wystrzelą ze zdwojoną siłą. To jak presja rówieśnicza, nie pozwala już chłopcom od najmłodszych lat, okazywać emocji nawet w sytuacjach skrajnych, jak zmusza ich do bycia twardymi, a strach przed wstydem, paraliżuje ich emocje, co niewątpliwie nakłada wielki ciężar na ich kształtującą się psychikę. Jak autorytet męskości każdego chłopca, ojciec, potrafi zniszczyć mu postrzeganie świata i tego jak powinien się zachowywać oraz jak ten właśnie człowiek, który powinien być dla dziecka oparciem, swoim nieczułym i z założenia „silnym” zachowaniem jest w stanie straumatyzować syna na resztę życia. Jak męskie przyjaźnie opierające się na otwartości, wsparciu i rozmowie, mimo że każdy potrzebuje kogoś bliskiego, przez społeczeństwo mogą zostać odebrane jako coś dziwnego, co powoduje, że faceci potrafią zrezygnować z tak ważnej rzeczy, jaką w życiu każdego z nas jest przyjaźń oraz to, z jaką trudnością przychodzi im dzielenie się emocjami z najbliższymi, rodziną, drugą połówką czy kumplami w obawie przed utratą szacunku z ich strony.

Spektakl swoją trudną i na pewno wzruszającą tematyką, przemawiał do każdego, gdyż na pewno każdy albo sam zmaga się z tymi problemami, albo ma w środowisku mężczyzn, których odbicie jest w stanie zobaczyć w postaciach przedstawionych na scenie. Mimo, że historia każdego z mężczyzn jest inna, to podłoże każdej z nich jest to samo, czyli właśnie toksyczna męskość, z jaką do czynienia mają od początku swojego życia. Spektakl „Chłopaki Płaczą”, odważnie podejmuje tę trudną tematykę

Na koniec, nie mogłabym jeszcze zostawić bez komentarza, niezwykłego gestu wykonanego przez Karola Wróblewskiego, jednego z aktorów, gdy ci kłaniali się już na scenie po zakończeniu spektaklu. Mężczyzna symbolicznie starł z policzków łzy i ochlapał nimi widownię, naznaczył nas tym w pewien sposób, a problem przedstawiony jak na razie na scenie, metaforycznie przeniósł na nas, do naszej rzeczywistości, byśmy nie zapomnieli za szybko, o ważnych morałach płynących ze spektaklu.

TEATRALNIK XXII FDW nr 6
Teatralnik XXII FDW Zabrze 2023 nr 6

Czuła męskość

Paweł Kluszczyński

Współczesny świat jest przestrzenią zmian społecznych. Dziś dużo mówi się o kobietach, ich sile, łamaniu patriarchatu i dążeniu do pełnej równości płci. Przeszłość miała wpływ również na mężczyzn, gdyż od wieków byli oni zmuszani do skrywania emocji nieokazywania słabości. To właśnie na czułym odbieraniu męskości skupił się Michał Buszewicz w autorskim spektaklu „Chłopaki płaczą” z Teatru Dramatycznego im. Gustawa Holoubka w Warszawie.

Jest to opowieść gorzka, choć przygotowana konsekwentnie. Buszewicz nawet na chwilę nie pozostawia wrażenia rozproszenia, jest skupiony na męskim świecie emocji. Łzy w nim to tylko plamy wody, skrzętnie ukrywane przed innymi. Mają być tylko pozostałością po wizycie na basenie, gdzie odbywa się większość akcji spektaklu. Jest on przestrzenią, gdzie na moment bohaterowie mogą przestać udawać przed światem twardzieli, dzielić się obawami, rozterkami czy wspomnieniami, które odciskają swe piętno na ich późniejszym życiu.

Obraz mężczyzny, jaki wypływa ze spektaklu to człowiek zagubiony i samotny. Bohaterowie podejmują życiowe wybory, opierając się w dużej mierze na opinii środowiska. Niezależnie, czy to koledzy, surowy rodzic, czy grupa znajomych. My mamy być zawsze najlepsi, pozbawieni uczucia strachu, zawsze na zwycięskiej pozycji. Rzeczywistość okazuje się diametralnie inna, a nadbudowywane granice powodują, że kondycja psychiczna męskiej części społeczeństwa nie jest zdrowa.

Co ciekawe Buszewicz w spektaklu łączy poszczególne sceny czymś na kształt męskiego baletu. Panowie poruszają się według ustalonej choreografii, jednak ich ruchy są zesztywniałe, co od razu kojarzy się z normami, jakie narzucamy sobie jako społeczeństwo. Co idealnie widać w scenie Pawła Tomaszewskiego opowiadającego o wyprawie na ryby z ojcem czy Karola Wróblewskiego przytaczającego historię psa-członka rodziny i jego śmierci.

Odnosi się wrażenie, że spektakl Michała Buszewicza to dopiero przyczynek do dyskusji o świadomej i współczesnej męskości, która musi podjąć dialog z dotychczas wypracowanymi normami. Męskie łzy istnieją, ale są skrzętnie ukrywane. Tylko od nas zależy, czy pójdziemy drogą empatii, otwartości i szczęścia, które ze sobą niosą, czy pozostaniemy zamknięci w sztywnych ramach patriarchatu.

KONIEC Z POLITYKOWANIEM. GENAU!

Oliwia Chińska

Dramat nieskończenie wielu głosów, zamknięty w jednym monologu. Monodram, wobec którego trudno o trafniejsze nakreślenie mocy i wyrazu, to utwór teatralny pobudzającey zmysły i emocje, jednocześnie maksymalnie minimalistyczny. Bezsprzeczny geniusz literacki Alojzego Lyski i niemniej błyskotliwa interpretacja jego tekstu Teatru Korez w Katowicach, doprowadziły do opowiedzenia historii Górnego Śląska z perspektywy zewnętrznej i wewnętrznej. Poważna i złożona opowieść pt. „Mianujom mie Hanka”, o losach czarnej, świętej ziemi zostaje prosto i emocjonalnie włożona w usta opowiadającej babci, matki, ciotki siedzącej na kuchennym stołku.

Historia przepełniona śląskością wyciąga ją w istocie na pierwszy plan, jednak w najjaśniejszym świetle stawia problemy i najtrudniejsze próby, przez jakie musiała ona przejść w obliczu najmroczniejszych chwil XX wieku. Przeszkodą na drodze porządku, swobody, tolerancji i pokoju okazał się być człowiek sam w sobie. Winy od lat wzajemnie przerzucane między mniejszościami, płciami czy narodami ciążą po równo na istocie, której niewystarczająco podstawowej zdolności do empatii. Brak szacunku wobec Ślązaków kolejno ze strony Polaków, Niemców i Rosjan, a także ich samych miesza się i rymuje z zamknięciem, wykluczeniem. Sztuka w przejmujący więc sposób ściska za gardło i odsłania ludzką naturę, jako bezwzględnie nieidealną i zdolną do zrodzenia najgorszego zła. Polityka, kwestia porządku społecznego, okazuje się natomiast puszką Pandory rodzącą kolejne tragedie, więc zataczające błędne koło bólu i apatii.

Dramat społeczny milionów ludzkich istnień staje się osobisty, kiedy to zostaje powierzony nie bez powodu starszej, prostej kobiecie. Postać – jeden z wielu obiektów wspomnianego wykluczenia – oddaje dodatkową, równie istotną głębię tragizmu matki i żony po utracie rodziny, ale i kobiety pozbawionej własnego głosu. Definiowana wówczas zasadą „3 razy K: Kościół, Kołyska, Kuchnia” i usilnie odsuwana od życia społecznego poprzez zabranianie politykowania, naturalnie, lecz nieskutecznie łapie się każdej możliwości buntu. Rozpacz pogłębia poczucie bezkresnej niemocy wobec niezmieniającego się charakterem otoczenia, stopniowa utrata wszystkiego, co posiadała i kochała oraz narastające wewnętrzne sprzeczności. Otóż przywiązanie do Śląskiej Ojczyzny stawia niezmiennie na pierwszym miejscu. To w niej tkwi jej nadzieja na lepsze jutro, ale też, paradoksalnie, właśnie ona odbiera realną możliwość odmienienia swojego losu.

Ziemia święta okazuje się być przeklętą, a każda inna – nie jednoraką i nie taką, jaką mogłaby się wydawać. Stale jednak pozostaje obiektem gloryfikacji, a jej powoli zacierana tradycja – oprawiana w złotą ramę. Opowiedzenie historii Śląska z elementami mimowolnie wplecionego jego dziedzictwa stanowi dla niego hołd, za który każdy Ślązak winny jest najszczersze podziękowania. Dramat ukazuje realia, z jakimi tutejsze rodziny mierzyły się przez długie pokolenia, i co więcej, dokonuje bezcennego spisu ich obyczajów. Konwencja wychodzi z treści i skutecznie odbija się na formie sztuki, co skłania mnie – przedstawicielkę młodego pokolenia – do jeszcze większej wdzięczności rodzinie za dbanie o stały kontakt z językiem śląskim od moich najmłodszych lat.

Samą mową jak i wizualną manierą mistrzowsko operuje aktorka Grażyna Bułka, która zasiadłszy w jednakowej pozycji rozpoczęła swój pozornie jednostajny tok opowiadań, tym samym pozostawiając w zastygnięciu i oszołomieniu słuchacza, początkowo oczekującego poklepania po głowie przez starszą panią o bogatej przeszłości. Ta niebywale porusza i wyciąga wszelkie pokłady współczucia z najgłębszych zakamarków serca widza, podczas gdy posługuje się jedynie opowieścią w pozycji siedząco-stojącej oraz igłą. Przez cały czas trwania monologu kobieta szyje i nanosi kolejne poprawki na czarną, trumienną jaklę – element celowo ubogiej scenografii, który niełatwo przeoczyć. W genialnym momencie zwieńczenia sztuki postać zakłada ją, konfrontując się po raz ostatni ze swoją historią oddaną czarnej Świętej Ziemi, wpatrzona w obrazy poległych bliskich oraz wsłuchana w akompaniament tradycyjnej śląskiej pieśniczki.

Niemoc wyrażenia w sposób słowny emocji, jakie budzi manifest śląskiego patriotyzmu uwikłanego w enigmatyczną normalność i dramat naszych przodków, stanowi zaledwie jeden z dowodów na geniusz spektaklu. Od dopracowanej z detaliczną dokładnością kompozycji, poprzez poczucie głębokiego wzruszenia naprzemiennie z wyzwoleniem, w jaki wprowadza widza, arcymistrzowską grę aktorską po bezcenną treść, nasuwa się jeden znaczący wniosek. Krąg odbiorców doskonale zakończonej historii nigdy nie powinien się zamknąć.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *