Widzowie o… Z MIŁOŚCI

Czy istnieje ktoś taki jak dobry Bóg? A może jesteśmy zdani już tylko na siebie i ślepy los? Na te (i inne pytania) próbował odpowiedzieć spektakl: „Z miłości” Waldemara Zawodzińskiego wraz z Teatrem im. S. Jaracza z Łodzi. Przedstawienie było odzwierciedleniem smutnej rzeczywistości, która nie zawsze jest tak piękna, jak byśmy tego chcieli. Sztuka ukazała nam losy zwykłych ludzi: emerytowanej wdowy, prostytutki oraz rozpadającej się rodziny. I właśnie o tych zwykłych ludzi i ich losy zapytałyśmy widzów spektaklu.

Małgorzata: Podobała mi się rola dobrego Boga (Bogusława Pawelec), jego tembr głosu był wprost idealny. Ponadto festiwal ma to do siebie, że spektakle często niosą za sobą bardzo pesymistyczną wizję otaczającego nas świata, nie dziwię się więc, że popadamy w jesienną depresję. Mam jednak cichą nadzieję, że dobry Bóg zwycięży.

Bartosz: Rewelacyjna była rola Boga, końcowa scena po prostu odebrała mi mowę. Sztuka jednak moim zdaniem była nieco za długa. Poza tym myślałem, że cały wątek główny będzie bardziej rozbudowany – tu niestety się rozczarowałem.

Joanna i Barbara: W głowach utkwiła nam przede wszystkim bardzo dobra gra aktorska, w szczególności rola mordercy rodziny (Mariusz Słupiński), który potrafił doskonale ukazać każdą emocję – od gniewu aż po rozpacz i rozgoryczenie. Nie jesteśmy jednak pewne, czy do końca zrozumiałyśmy zakończenie. Spektakl był pełen niezwykle pesymistycznych akcentów. Wydaje nam się, że właśnie to zakończenie miało dać nadzieję na to, że dobry Bóg mimo wszystko nadal nad nami czuwa.

Magda: Przedstawienie było zbyt chaotyczne, rozumiem idee wprowadzenia takich postaci, jak duet młodych, pragnących sławy youtuberów (Julia Szczepańska i Mateusz Czwartosz) czy fotografa łaknącego sukcesu, mimo to uważam, że nie wpłynęły one bardzo na fabułę, a tylko wydłużyły czas trwania spektaklu, co niestety wpłynęło na zwiększenie mojego znużenia. Doceniam jednak grę aktorską – była na naprawdę wysokim poziomie. Chapeau bas składam w stronę aktorki, która grała panią Weber (Ewa Audykowska – Wiśniewska) – potrafiła ona ukazać posturę kobiety cierpiącej z braku miłości, kobiety samotnej, która musi podjąć się opieki nad dorastającą córeczką. Moim zdaniem reżyser wprowadził jednak zbyt dużą dawkę zepsucia moralnego, co sprawiło wrażenie, że w świecie nie można znaleźć już żadnej iskierki dobra.

Marzena Kycia

Maja żurek