Trzech aktorów – każdy przedstawia tę samą historię, z innej perspektywy. Jedyny w swoim rodzaju cudotwórca Frank, jego kochanka (czytaj: żona) Grace i impresario Teddy, specjalista od osobliwości.
W trójkę podróżują po Irlandii, szerząc świadectwo niezwykłych umiejętności uzdrawiania. Jednak czy one istnieją? Jak można uzdrawiać innych ludzi, jednocześnie nie potrafiąc uzdrowić najbliższych? Śmierć matki i nowo narodzonego dziecka. Wobec takich wydarzeń, nie można pozostać obojętnym, aczkolwiek łatwo jest sięgnąć po alkohol i zapomnieć o otaczających nas problemach. Mimo wielu wad Franka – Grace i tak go kochała. Byłam zaskoczona, z jakim uczuciem potrafiła się o nim wypowiadać, pomimo jego licznych gorzkich słów. Lecz cytując Fiodora Dostojewskiego „Kobieta kochająca, ach, kochająca kobieta nawet usterki, nawet niegodziwości ukochanego człowieka wybaczy”. Frank był niczym innym jak osobliwością. Kolejną do kolekcji impresario, zaraz obok charta grającego na dudach i dziewczynki rozmawiającej z gołębiami.
Trzy scenerie zmieniające się wraz z monologami kolejnych aktorów: cmentarz, pejzaż zimowy, wnętrze opuszczonej chaty i … cmentarz? Spektakl otwiera i zamyka wypowiedź cudotwórcy, niczym koło które się zazębia. Jedna historia dopełnia drugą, aż w końcu otrzymujemy pełny obraz wydarzeń. Spektakl skłania nas do pewnej refleksji: jak bardzo zakłamane może być nasze życie? Nie pozostawiajmy tego pytania, bez odpowiedzi.
Patrycja Drabik
Dodaj komentarz